Mateusz Knap na zawodach Pierra-Menta 2019
2020-02-03

Kiedy 10 lat temu rozpoczynałem swoją przygodę z narciarstwem wysokogórskim, idąc jako kibic trasą Memoriału Oppenheima w Tatrach Zachodnich, patrzyłem na zawodników jak na swego rodzaju herosów. Dynamika, z jaką się poruszali, sprawność działania i technika zjazdów wywarły na mnie ogromne wrażenie, które wzrosło w chwili, gdy przyszło mi zjeżdżać z Rakonia na prostych nartach, w miękkich butach i warunkach o wiele trudniejszych niż te, które spotykałem na trasach zjazdowych. Na początku kolejnego sezonu za sprawą taty, wystartowałem w swoich pierwszych zawodach skiturowych. Dwa podejścia pod wyciągiem na Czantorii, zajęły mi wtedy ponad 2 godziny, dając miejsce na podium w kategorii kadetów.

Po raz kolejny miałem styczność z najlepszymi zawodnikami naszej części Europy i po raz kolejny zaimponowało mi to, co robili na nartach. Kiedy z biegiem czasu zacząłem poznawać świat zawodów i skialpinizmu, nie było możliwości, by nie natknąć się na temat najtrudniejszych zawodów na Świecie, jakim jest Pierra Menta. Słysząc opowieści o tych legendarnych zawodach, rozmawiając z osobami, które tam startowały, w mojej nastoletniej głowie zrodziło się marzenie, by kiedyś, wystartować i ukończyć najtrudniejsze zawody skialpinistyczne na Świecie. Zacząłem regularnie startować w zawodach, buty do tańca oraz siatkówki zamieniłem na buty biegowe i rozpocząłem w moim mniemaniu regularne treningi. Gdy w 2015 roku na Mistrzostwach Świata poznałem Ivana Tancheva z Bułgarii po zaciętej walce na zawodach postanowiliśmy wspólnie wystartować w kategorii juniorów na krótkiej trasie Pierra Menty w kolejnym sezonie. Pomimo doświadczenia zdobytego we wszystkich wcześniejszych zawodach, trasa dała mi mocną lekcję pokory wobec świata wielkich wyścigów.
Okazja do spełnienia marzenia o starcie w Pierra Mencie nadarzyła się w 2018 roku, kiedy pod koniec sezonu postanowiliśmy z Tomkiem Piętką, że chcemy wspólnie wystartować. Setki godzin treningów, wspólne starty i wyjazdy pozwoliły nam stworzyć świetnie funkcjonujący i współpracujący zespół. Jak się na miejscu okazało, był to bardzo ważny element tych zawodów a wzajemna pomoc i zrozumienie pozwalały oszczędzać cenny czas na każdej przepince. Opowieści o poziomie zawodów nie były ani trochę przesadzone. Przez 4 dni, w sumie do pokonania było ponad 100 kilometrów i 10 tys. metrów podejść w trudnym terenie i przy ciężkich warunkach pogodowych. Obfite opady śniegu oraz wiatr utrudniały organizatorom zadanie poprowadzenia trasy w terenie wysokogórskim, efektem czego były przepiękne i trudne zjazdami niżej położonymi polanami oraz lasami.

Pierwszy etap był bardzo mocną i niełatwą rozgrzewką. Od początku czułem się świetnie, idąc ze sporym zapasem sił. Niestety na przedostatnim zjeździe sił brakło, a ja zaliczyłem imponujące salto, łamiąc po drodze kija. Efektem była strata kilkunastu miejsc i pozycji lidera wśród polskich ekip.
Drugi etap był zdecydowanie najcięższy. Nauczeni błędami dnia poprzedniego wystartowaliśmy raczej spokojnie, idąc w ogonie stawki. Mieliśmy przed sobą ponad 2800 metrów w pionie i 32 kilometry, więc było, gdzie wyprzedzać. Taktyka okazała się bardzo dobra i na każdym zjeździe wyprzedzaliśmy po kilka zespołów, starając się nie tracić za dużo na podejściach. Pomimo najdłuższej trasy, był to nasz najlepszy dzień na Pierra Menta, w którego trakcie zajęliśmy 118 miejsce.

Trzeci etap był najkrótszy i co za tym idzie- najszybszy. W nocy dosypało około 40 cm świeżego, ciężkiego i mokrego śniegu. Nad ranem opad śniegu zamienił się w opad deszczu, który nie pozostawił na nas suchej nitki. Trasa tego dnia była łatwa technicznie, lecz bardzo męcząca. Sporo biegania na butach przez miasto i siłowe zjazdy uczyniły ten etap bardzo wymagającym.
Ostatni etap był pierwszym dniem pogody. Bezchmurne niebo, bezwietrznie i tłumy kibiców na trasie dodawały mocy bardziej niż żele energetyczne. Dowiedzieliśmy się też, że jednak nie umiemy za dobrze jeździć na nartach. Zjazdy żlebami w lesie, pomiędzy muldami wysokości większej niż my sami, były świetnym zwieńczeniem całych zawodów.

Ostatecznie zajęliśmy 125 pozycję w klasyfikacji mężczyzn oraz pierwsze miejsce wśród zespołów polskich. Nasza strata do zwycięskiej pary, po czterech etapach wyniosła 4h 57min, co może dać minimalne wyobrażenie o poziomie czołowych zawodników.
Ogromne podziękowania dla firmy Dynafit, za najlepsze możliwe wsparcie sprzętowe, oraz dla Iras-Serwis za sewis i wsparcie.
Do zobaczenia na trasie!
Mateusz Knap (Tuttu Katowice)

Pokaż więcej wpisów z
Luty 2020